Jakiś czas temu już wysnuliśmy taką myśl, że na wszystko dziś trzeba mieć licencje, pozwolenia, prawo jazdy, kursy itd. Na samochód, na udzielanie pierwszej pomocy, na małżeństwo,na wózek widłowy też. Tylko na dziecko nie trzeba. Owszem, ktoś powie, że nie trzeba, bo dziecko jest kimś naturalnie pojawiającym się (patrz: szkoły rodzenia) w życiu rodziców, oni zaś instynktownie iwedzą jak je wychowywać. Taaaak. Scenka z szatni. Mama i tato. Tato: O której po niego przyjedziesz? Mama: Nie wiem, a o której mam przyjechać? T: Nie wiem, zapytaj go, żeby potem nie robił rabanu. [Mama idzie do sali i pyta] Kochanie, przyjść po ciebie po obiedzie? Dziecko: Nie! Jak najpóźniej. Tak, ci rodzice na pewno wiedzą, kto ustawia granice w domu i kto kogo wychowuje.

Inna scenka. Smutniejsza. Miesiąc przed Sylwestrem. Organizator imprezy (mój znajomy) odbiera telefon: – Dzień dobry, dzwonię w sprawie Sylwestra, chciałabym zapisać syna. – Ale to jest impreza dla dorosłych… – Oczywiście, wiem o tym. Mój syn ma 42 lata, chciałam go zgłosić… Ta historia ma ciąg dalszy. Godzinę prze planowany otwarciem Balu, wspomniana mama dzwoni raz jeszcze: – Dobry wieczór, chciałabym zawiadomić, że mój syn już wyjechał na zabawę do państwa i mam bardzo dużą prośbę, gdybyście państwo mogli się nim zaopiekować, bo on jest dość nieśmiały… Pamiętacie, że ów syn ma lat 42? Byłam na tym balu. $2 lata i szron na głowie, poza tym na oko wszystko w porządku. Tylko mam nie bardzo. Z jednej strony nie dziwi fakt, że syn jest singlem, pewnie nikt nie przeszedł selekcji u mamy. Z drugiej strony bardzo się dziwiłam, że ona nie przyjechała z nim na tę imprezę. Miałaby wszystko pod kontrolą. I co? To na pewno jest przykład matki, która bezsprzecznie kocha swoje dziecko. Tylko, że jej miłość zrobiła mu ogromną krzywdę.

Szkoda, że wielu rodziców nie che się uczyć jak być lepszymi rodzicami. Jak to robić, żeby miłość pozwalała dziecku na rozpostarcie skrzydeł? Bo często „miłość” wiąże skrzydła grubym sznurem „Gdzie będzie leciał, jeszcze sobie krzywdę zrobi?’.