Gender narobiło mnóstwo zamieszania. To fakt bezsprzeczny. Ale ja dzisiaj o chłopcach przy spódnicy mamy, czy nogawce taty, żeby było równo. Dużo się mówi o kryzysie męskości, kryzysie ojcostwa, ale chyba nie ma się czemu dziwić, skoro chłopiec wychowywany jest generalnie prze mamę, bo tata dużo pracuje, a jak już jest w domu, to jeśli ma ochotę i poczucie konieczności spędzenia z synem czasu, to najczęściej idą na rower, czy w coś pograją. Trochę. Taki epizod wychowawczy. A męskość potrzebuje wzoru. Nie kobiecego. Wysiłek. Wiele mam mówi: nie rób tego, bo się zmęczysz albo ubrudzisz. Odwaga. Chłopiec słyszy: nie wchodź, bo spadniesz, nie biegaj, bo się spocisz. Ryzyko. Jakie ryzyko??? Trzymaj mnie za rękę jak przechodzimy przez ulicę, nie podchodź do krzaka, przy którym słychać pszczoły, nie idź za daleko, zadzwoń zaraz, nie jedź za szybko, nie oddawaj, jak ktoś cię popchnie. Odpowiedzialność. Zrobię to za ciebie, będzie szybciej. Itd. nawet jeśli to matka wychowuje syna, powinna wiedzieć, że wychowuje kogoś innego niż ona sama.

Jakoś tak przychodzą mi rowerowe przykłady do głowy. Jedna ze znajomych mam (syn 10 lat) nie pozwala mu samemu jeździć rowerem, bo nie ma do niego zaufania, że jeździł będzie odpowiedzialnie. No ok, ale jak i kiedy jest możliwe uzyskanie tego zaufania? Jak ma jeździć odpowiedzialnie, kiedy wciąż jest na smyczy i próbuje się z niej zerwać? Przecież można powoli. Na trochę. W bezpiecznej okolicy co się  może stać? Owszem, może się przewrócić. Ubrany w kask i ochraniacze, najprawdopodobniej nie zrobi sobie drastycznej krzywdy. No a skaleczenia, rany i strupy… Trudno sobie wyobrazić chłopaka bez nich.

Albo inna bajka. Trzynastolatek, szósta klasa. Jeszcze nigdy nie został w domu sam, bo rodzice boją się o niego. I żeby było jasne: zdrowe, sprawne dziecko, bez nadruchliwości i nadmiernej energii. Co takiego może mu się stać w tym domu? nie mam pojęcia. Ale nie prognozuję męskości, która ochroni żonę czy dzieci w przyszłości.